Maroko, Rissani

przejazdem

29 kwietnia 2009; 4 023 przebytych kilometrów




herbata



Pędzimy dalej na południe, jest cudnie, nareszcie ciepło! Pędzimy, mijając coraz więcej palmowych gajów. Widać, że i ludzie inaczej tu poubierani, prawie wszyscy faceci mają na głowie turbany, kobiety poowijane od głowy do stóp. Wielu z nich jeździ na osiołkach, rowerach lub motorynkach.

Po drodze zatrzymujemy się na stacji benzynowej na miętową herbatkę. Życie tak leniwie się tu toczy, a nawet ma się wrażenie, że stoi w miejscu. Siadamy na chwilę w cieniu, Hassan zawija Łukaszowi turban na głowie :)
Po drodze mamy jeszcze jeden stop na przeczyszczenie jednego z aparatów sprężonym powietrzem ;) Było też trochę adrenalinki, jak wpadliśmy w poślizg, na szczęście nic się nie stało, Łukasz wyprowadził po mistrzowsku.

Mijamy Rissani. Przegapiliśmy jeden drogowskaz i dzięki temu wbijamy się na chwilę prawie do centrum. Miasto tętni życiem, naprawdę bardzo się cieszę, że mogę to zobaczyć, bo w niczym nie przypomina miast, jakie tak dobrze znamy.