Maroko, w dolinie Todra

wieczór u Berberów

28 kwietnia 2009; 3 888 przebytych kilometrów




todra



Do Todry nie było daleko. Już jadąc w jej kierunku mieliśmy piękne widoki, wszędzie po drodze mnóstwo zielonych palm, a nad nimi te piękne czerwone góry. Dotarliśmy na jakiś parking przed doliną. Zapadła decyzja, że dziś już dalej nie jedziemy.
Późno się zrobiło, słonko już nisko, ale dzięki temu wszyscy ludzie już wracali i mieliśmy całe to miejsce tylko dal siebie :) A miejsce jest piękne, po obu stronach skały wznoszą się pionowo w górę. Szkoda tylko, że nie ma już takiej dzikości, jaką zapewne miało w dawnych czasach. Ten najładniejszy odcinek psuje asfalt, jakaś restauracja i pełno straganów.
Ale wystarczy pójść kawałek dalej, żeby było cudnie. I znów mogłabym tak iść i iść, bo ciekawa byłam co jest za górką, no ale przecież sama nie będę się tu szwędać ;)
Wracać asfaltem już mi się nie chciało, więc poszłam z chłopakami wzdłóż rzeki. I znów złe buty miałam, tym razem klapki by się bardziej przydały, bo oczywiście jednego buta sobie zamoczyłam ;) Pięknie tu, jak już nikogo nie ma!

Głodni byliśmy wszyscy porządnie, więc trzeba było pojechać na poszukiwania. Najpierw jednak chcieliśmy znaleźć jakiś nocleg. Kilka ich po drodze było, w końcu wybór padł na piękny dom Berberów. Dom ma kilka pięter, wszędzie te kolorowe płytki, jest pięknie po prostu! Na dole wielka sala, my jednak sadowimy się na dworze, w otwartym namiocie, z którego można wyjść prosto nad rzekę i do palmowego gaju :) Decydujemy, że spać będziemy pod namiotem. Mamy jeden pokój na górze na plecaki, więc komu będzie zimno, ten pójdzie do łóżka.
I wreszcie upragnione jedzonko! Stół cały zastawiony, nie mieściło się to wszystko na nim, sałatki, soczki, herbatki, no i kolejny tadżin. Pychota, warto było tak długo czekać!
Jak już się najedliśmy, to przyszli do nas szefowie. Byli też inni goście, ale chyba za bardzo tematu nie czuli ;) Berberowie zrobili nam jakiś konkurs na śpiewanie, było głośno i wesoło, szczególnie, jak zaczęliśmy grać w 'mafię' ;) Był alkohol, my mieliśmy swój, Hassan i spółka swój, chcieli z nami gadać, ale siedzieli tak jakoś osobno, pięknie grali na tamtamach. Tak mi się ta ich muzyka podoba, szczególnie, że widać, że płynie z ich duszy! Fajnie bardzo tu u nich, szkoda, że nie ma czasu zostać dłużej. Nocne ptaszki śpiewały nam kołysankę do snu, cudnie!